No cóż… są takie chwile w życiu dziewiarki kiedy można w pełni i w realu przekonać się że robienie na drutach to nieustanna przygoda .

Zrobiłam sweter ( druty nr 10, połączenie Drops MELODY – kolor 07 dżins, 71% alpaka + 25 % wełna + 4 % poliamid, 50 g = 140 m + Yarn Bee Chloe – kolor : Arctic Spruce -70 % wełna + 30 % wiskoza, 100 g = 247 m. Robilo sie go bardzo przyjemnie, bo włóczka była jak chmurka, lekka i ciepła……. mam tylko jedno zdjęcie na dowód że w ogóle powstał   Raverly – klik ) … a potem niechcący go sfilcowałam… tzn wyprałam go w rękach, odcisnęłam nadmiar wody – przez udeptywanie, no wiecie bosymi stopami …. wszystko wedle dziewiarskich rytuałów …. ale nie mogłam się doczekać kiedy wyschnie… więc włożyłam go delikatnie do pralki i włączyłam – równie delikatne wirowanie . Hahaha. No nie jestem dumna z tego, ale warto było , bo już dawno się tak niczemu nie dziwiłam jak wyglądowi tego swetra. Wiem jedno – samo myślenie magiczno – życzeniowe nie na wiele się zda, jeśli rozum i logika zechcą nas na moment opuścić. No byłam absolutnie pewna że się nie sfilcuje… a jednak …. zrobił się malusieńki, “kieby renkwicka” a rękawy ” jakoby kawałecek smycka”. a dokładniej jak pasek od szlafroka. No sfilcował się na amen .   Wycięłam więc sobie  z niego etui na telefon komórkowy. Naszyte aplikacje to zrobione przez mnie kwiaty (ufilcowane  na mokro ….. i z rozmysłem klik ) . Generalnie nie narzekam. Po prostu przygoda :o)

Ala